Duże, ciężkie i toporne – takie cechy pancernych smartfonów nie są pożądane podczas biegania, jazdy na rowerze lub na spływie kajakowym, gdy liczy się każdy gram. Spora waga telefonu utrudnia trening, a niewygodna obudowa sprawia kłopoty, gdy podczas intensywnej aktywności sportowej trzeba będzie zmienić odtwarzaną płytę, sprawdzić mapę albo zrobić zdjęcie. Na szczęście coraz częściej producenci starają się wypełnić tę niszę – tak jak CUBOT ze swoim lekkim i płaskim modelem CUBOT Quest.
CUBOT Quest zaprezentowany został jesienią 2018 roku, ale producent długi czas zwlekał z wprowadzeniem go do sprzedaży. W końcu jednak w maju 2019 roku telefon trafił do sklepów, pojawił się też w polskiej dystrybucji CUBOT Polska. Smartfon został wyceniony na około 700 zł i od razu powiem, że jest to bardzo atrakcyjna kwota, patrząc na możliwości sprzętu. Dystrybutor zapewnia także serwis gwarancyjny i pogwarancyjny.
CUBOT Quest: obudowa
CUBOT Quest to jeden z najbardziej płaskich smartfonów o wzmocnionej konstrukcji. Producent podaje, że obudowa ma grubość zaledwie 8,8 mm, w co jednak trochę trudno uwierzyć, gdy się porówna Questa ze szklanymi smartfonami o podobnych rozmiarach. I słusznie, bo bohater naszej recenzji w rzeczywistości jest nieco grubszy – ma około 11 mm. Z tego dodatkowy milimetr (mniej więcej) dodaje wystająca ramka wokół ekranu, więc w większej części grubość obudowy może mieć jakieś 10 mm. W sumie to i tak dobry rezultat. Na plus liczy się także relatywnie niewielka jak na sprzęt tej klasy, waga Questa – 183 g. To niewątpliwe zalety tego modelu, bo w czasach wielkich, grubych i ciężkich smartfonów do zadań specjalnych innych producentów, urządzenie marki CUBOT to towar wręcz deficytowy.

CUBOT Quest w towarzystwie: od lewej King Kong 3, nóż, Quest
CUBOT Quest również jest smartfonem do zadań specjalnych, przy czym tymi zadaniami nie są dalekie wyprawy w trudny teren czy praca na budowie, lecz sport. Bieganie, jazda na rowerze albo kajakarstwo – w takich dyscyplinach CUBOT Quest powinien sprawdzić się bezbłędnie, o czym mają już nas przekonać symbole wytłoczone na tyle obudowy. Oczywiście we wszystkich innych dziedzinach aktywności sportowych również.
Obudowa wykonana jest głównie z mocnego poliwęglanu. Należy się domyślać, że wewnątrz kryje się też metalowa rama, całość jest sztywna, twarda i nie ma obaw, że się wygnie czy uszkodzi od byle upadku. Co prawda CUBOT Quest nie ma tak dużych odbijaczy, jak pancerniki „dla budowlańca”, ale ma wystarczająco odporną konstrukcję, by znieść upadki z wysokości około 1,2 metra na beton (sprawdzone).
Na pewno nie jest to sprzęt do ostrego katowania – został raczej przygotowany na upadki, do jakich może dojść na treningach. Ekran chroniony jest przez szkło Gorilla Glass 5, a więc całkiem wytrzymałe, ale trzeba mieć na uwadze, że ranty wokół ekranu są stosunkowo niewielkie – chociaż dodatkowe zabezpieczenie zapewniają zgrubienia nad głośnikiem i w analogicznym miejscu na dole.
Obudowa zapewnia oczywiście wysoką odporność na pył i wodę zgodnie z normą IP68. Telefon nie zamoknie więc podczas treningu w deszczu ani gdy wpadnie do jeziora. Nie straszny mu kurz i drobny piasek. Na krawędziach obudowy znajdują się tylko dwa porty – standardowa szufladka na karty nanoSIM/microSD oraz złącze USB C, zamykane na gumową zatyczkę. Nie ma wyjścia słuchawkowego.
Testowana przeze mnie wersja ma czerwone detale, co ciekawie współgra z czarnymi, matowymi pleckami, chociaż jest też wersja całkowicie czarna. CUBOT Quest wyróżnia kilka elementów typowych dla pancerników – czyli wspomniane ranty i wytłaczane na obudowie symbole, ale także wyeksponowane śrubki i dodatkowe napisy na bokach, podkreślające wytrzymałość konstrukcji.
Poza tym jednak CUBOT Quest nie wygląda zbyt bojowo czy industrialnie. Na stronie producenta pojawia się sugestia, że design Questa inspirowany jest kształtem samochodu rajdowego – to zresztą nienowy motyw u chińskich producentów – i na upartego można się tego trzymać. W sumie smartfon robi dobre wrażenie, wygląda ciekawie.
CUBOT Quest: ergonomia
Szybko daje się zauważyć jeden z mankamentów Questa – absurdalnie umieszczony przycisk zasilania. Optymalne układ to taki, gdy element ten znajduje się pod kciukiem z prawej strony obudowy – tak ma większość smartfonów i to się sprawdza. Tu natomiast projektant wymyślił, że pod kciukiem powinna znaleźć się regulacja głośności, a on/off – wyżej, jeszcze wyżej, bardzo wysoko. Trzeba więc za każdym razem sięgać palcem w nienaturalnym geście i długi czas zajmuje, zanim użytkownik się do tego przyzwyczai. Mnie to zajęło z jakieś 10 dni – za to notorycznie ściszałem telefon, zamiast zablokować ekran. Często więc skutek był taki, że miałem wyciszony dźwięk i wkładałem telefon do kieszeni z aktywnym ekranem. Oczywiście do każdego udziwnienia można przywyknąć, ale przyznam, że początkowo wydaje się to bardzo irytujące. Może autor tego pomysłu chciał zapewnić szybki dostęp do głośności – ale naprawdę jest to takie ważne…?

Przycisk zasilnia – tam wysoko, w czerwonej otoczce
Całe szczęście, że odblokować smartfon można wygodnie ulokowanym czytnikiem linii papilarnych (pod aparatem). Sensor działa bardzo sprawne, szybko i niemal bezbłędnie, więc z tym nie ma żadnego problemu. Jest też funkcja odblokowywania za pomocą skanu twarzy, która też działa doskonale, szybko i radzi sobie nawet w ciemnościach dzięki dodatkowemu oświetleniu ekranowemu.
Pośrodku lewej krawędzi obudowy znalazł się dodatkowy klawisz skojarzony domyślnie z aparatem, ale można do niego przypisać inną aplikację (ale nie systemowe funkcje, jak odblokowanie ekranu). Przytrzymanie tego klawisza aktywuje z kolei Asystenta Google i tego już nie można zmienić. Może trochę szkoda. Przycisk jest stosunkowo płaski, więc nie włącza się bez potrzeby na przykład podczas wyciągania smartfona z kieszeni.
CUBOT Quest jest smukły (73,7 x 157 mm), więc nieźle leży w dłoni. Matowe wykończenie sprawia, że telefon nie ślizga się, nawet gdy jest mokry, na przykład w czasie deszczu.
Mimo absurdalnego umiejscowienia klawisza, gdy już do tego przywykłem, zauważyłem w pewnym momencie, że spośród kilku używanych i testowanych przeze mnie smartfonów najczęściej zacząłem wybierać Questa i w do niego najchętniej wkładałem swoją główną kartę SIM. Bo jest lekki, poręczny, co ma szczególne znaczenie, gdy zaczyna się robić coraz cieplej i ubieramy się coraz lżej…
CUBOT Quest: ekran
Wyświetlacz IPS ma przekątną 5,5 cala, proporcje 18:9 i rozdzielczość HD+ (1440 x 720). Daje to, co prawda, niezbyt imponującą gęstość 293 ppi, dość częstą w pancernych telefonach, ale nie ma co narzekać. Obraz jest całkiem ładny. Po przyjrzeniu da się zauważyć poszczególne piksele, ale rekompensują to zalety ekranu, oczywiście, biorąc pod uwagę, że to telefon budżetowy. Wyświetlacz Questa ma w miarę ładne kolory (90% skali NTSC), niezły kontrast i dobry poziom jasności 450 cd/m2. Może nie jest to rekordowa wartość, ale tyle wystarczy, by zapewnić wysoką czytelność w pełnym słońcu. W sumie więc z ekranu korzysta się z dużą przyjemnością i wygodą. Nie zabrakło trybu podświetlenia nocnego, mniej męczącego wzrok. Funkcję tę można włączyć z paska szybkiego dostępu, ale też jest opcja automatycznego przełączanie się na tryb oszczędzania oczu w określonych godzinach i do tego z regulacją intensywności.
Wyświetlacz dobrze znosi też wodę – po jego zamoczeniu nie ma większych problemów z używaniem smartfona.
CUBOT Quest: procesor i pamięć
CUBOT Quest napędzany jest przez układ MT6762, czyli Helio P22. Tak, nie chodzi o bardzo popularny w pancernikach Helio P23, lecz model o niższym numerze. Wbrew jednak oznaczeniu, P22 to nowszy układ, zaprezentowany w maju 2018 roku, a najistotniejszą różnicą w porównaniu do P23 (16 nm) jest wykorzystanie procesu technologicznego 12 nm. W teorii oznaczać to powinno wyższą kulturę pracy.
Układ składa się z ośmiu rdzeni Cortex-A53 o taktowaniu 1,5 GHz i 2 GHz, a za przetwarzanie grafiki odpowiada GPU IMG PowerVR GE8320. Wśród usprawnień procesora znalazła się m.in. obsługa podwójnych aparatów z wykorzystaniem funkcji przeliczania przez SI. Układ SoC w modelu CUBOT Quest wspierany jest przez 4 GB pamięci RAM.
W praktyce wydajność smartfona nie odbiega znacząco od osiągów, jakie uzyskują modele z Helio P23. Wszystko działa dość płynnie, aplikacje szybko i sprawnie uruchamiają się i pracują, co na pewno jest też zasługą dobrej optymalizacji systemu, ale wyniki w testach syntetycznych już nie szczególnie imponujące.
I tak w AnTuTu 7 CUBOT Quest wykręca minimalnie mniej niż CUBOT King Kong 3 (Helio P23, 4 GB RAM) – 80 042 vs. 83 585, Quest traci przede wszystkim na przeliczaniu CPU i GPU.
Z kolei w 3DMark okazuje się, że GPU w CUBOT Quest nie obsługuje Vulcan API. Wynik dotyczy więc tylko SlingShot Extreme OpenGL ES3.1 – skromne 446 (King Kong 3 – 454, czyli różnica w zasadzie jest pomijalna).
Natomiast w GeekBench 4 smartfon osiągnął wyniki testu CPU: 849 (single) i 3658 (multi) (King Kong 3 tym razem gorzej –779 i 3390).
Z praktycznego punktu widzenia nie ma to oczywiście wielkiego znaczenia. Subiektywne wrażenia są jak najlepsze.
Testy wewnętrznej pamięci eMMC o pojemności 64 GB dały standardowe dla średniej klasy urządzeń wyniki: 283 MB/s w odczycie liniowym i 194 MB/s w zapisie liniowym. Zapewnia to szybki dostęp do plików i danych aplikacji.
CUBOT Quest: komunikacja
Dualsimowa szufladka pozwala na włożenie dwóch kart nano lub jednej nano i karty pamięci microSD do 128 GB – takie połączenie to już standard. Jakość połączeń głosowych jest bez zarzutu, nie miałem problemów z łącznością ani z prowadzeniem rozmów, ani w zasięgu sieci 4G, ani w 3G. Smartfon pozwala skorzystać też z VoLTE.
Transfer danych podczas pobierania to w teorii do 300 Mbps (LTE kat 7 i 150 Mbps podczas pobierania (LTE kat. 13). W praktyce najlepszy wynik, jaki udało mi się osiągnąć, to 56 Mbps podczas pobierania i przy innej okazji 30 Mbps podczas wysyłania, czyli rezultaty przyzwoite, ale nie zachwycające.

Średnia prędkość pobierania w LTE nie przekraczała 50 Mbps
Sieć Wi-Fi działa w dwóch zakresach 2,4 i 5 GHz i w standardzie a/b/g/n. Ze smutkiem odnotowałem brak funkcji szybkiego logowania do sieci przez WPS, ale to wina Google’a, który usunął to rozwiązanie z Androida 9.0. Nie licząc tego, działanie Wi-Fi w modelu CUBOT Quest przebiega bez zarzutów. W sieci o prędkości 300 Mbps smartfon w odległości metra od routera wyciąga 246 Mbps, czyli dość sporo. W drugim punkcie kontrolnym, dwie ściany dalej, prędkość spadała do około 133 Mbps, co wciąż jest dobrym wynikiem.
Wśród funkcji komunikacyjnych znajdziemy też Bluetooth 4.2 i NFC. Parowanie BT z akcesoriami przebiegało na ogół bez problemów, chociaż w przypadku samochodowego systemu audio udało się dopiero za drugim razem. Co więcej, podczas podróży zdarzały się krótkie przerwy podczas odtwarzania muzyki przez Bluetooth, a także w trakcie rozmów telefonicznych. Ten sam zestaw Pioneera sprawiał mi już wcześniej problemy – ale tylko i wyłącznie z tanimi, chińskimi smartfonami z niższej półki… Z innymi urządzeniami jednak nie było takich problemów. CUBOT Quest błyskawicznie łączył się z głośnikiem BT i słuchawkami, bez problemu wznawiał też później połączenia.
Podobnie jak w modelu Ulefone Armor 6 opcja NFC jest schowana w ustawieniach, nie ma jej na górnym panelu z ikonami szybkiego dostępu, za to po włączeniu wyświetla się jako stałe powiadomienie, także na ekranie blokady, co na co dzień przeszkadza.
CUBOT Quest: lokalizacja
Ze specyfikacji układu Helio P22 wynika, że jednostka ta obsługuje systemy pozycjonowania GPS, GLONASS, ale także Beidou i Galileo, jednak strona producenta nie wymienia dwóch ostatnich na liście. Testy wykazały jednak, że Quest jest w stanie pobierać sygnały ze wszystkich czterech systemów.
CUBOT Quest na ogół dobrze spisuje się jako lokalizator podczas treningów i wycieczek. Szybko ustala pozycje dzięki wspomaganiu A-GPS i w ruchu bardzo dobrze loguje ślady. Testowałem Questa i w miastach i poza terenem zurbanizowanym, w lasach – głównie podczas jazd na rowerze, a także samochodem, gdy CUBOT Quest był używany jako nawigacja z Waze. Towarzyszył mi też na pieszych wycieczkach.
Zazwyczaj wiernie trzymał się trasy, niewielkie odskoki jednak sporadycznie się zdarzały – rzędu 3 – 5 metrów. Dochodziło do nich zwłaszcza wtedy, gdy prędkość poruszania się spadała. Spore wahania lub ścinanie zakrętów na śladzie pojawiają się zwłaszcza w trakcie pieszej wędrówki. Na dodatek pod ścianami domów smartfon potrafi czasem zgubić sygnał. Coś tu nie do końca zostało dopracowane, przy tak bogatym zestawie odbiorników GNSS smartfon nie powinien mieć takich problemów.

Logowanie z samochodu, roweru i podczas marszu – pierwsze dwa ślady dość wiernie oddają trasę, na trzecim widać już skoki pozycji. Teren: niewielkie zabudowania, czasami trochę drzew, miejscami całkowicie odkryty…
Dalszą wskazówką ilustrującą zachowanie GPS w CUBOT Quest jest test statycznego logowania (w jednym miejscu przez cały czas) w warunkach ograniczonej widoczności (parapet na oknie). Wykonałem kilka prób, by mieć większą pewność. W trakcie testu najkorzystniejszego Quest zapisał ślad o długości 425 m w czasie 6 godzin, z jednym dużym skokiem około 70 m. Wynik innego, analogicznego testu wypadł już gorzej, bo smartfon przewędrował 2,6 km, chociaż pojedyncze skoki były już znacznie mniejsze, rzędu 20 m. W najbardziej niekorzystnym teście w trakcie ponad 6 godzin pomiaru smartfon zapisał ślad o długości 3,57 km, a pojedyncze skoki sięgały nawet 300 metrów. To skrajny przypadek, gdy dzień był pochmurny i burzowy. Najwyraźniej Quest nie zawsze sobie radzi z utrzymaniem pozycji, gdy pojawiają się zakłócenia i odbicia sygnału GPS.

Z lewej strony najgorszy wynik logowania w miejscu – 3,57 km, a pojedyncze skoki sięgały nawet 300 metrów. Drugi wynik – 2,6 km, trzeci – 425 m,
Dla odmiany ten sam test logowania pod otwartym niebem zakończył się wynikiem… 11 m, na które złożyły się tylko dwa kilkumetrowe skoki. Przed ponad 6 godzin CUBOT Quest utrzymywał stałą pozycję w miejscu. To bardzo dobry rezultat.
CUBOT Quest: system
CUBOT Quest od wyjęcia z pudelka pracuje pod kontrolą systemu Android 9.0. Jest to czysta wersja „zielonego robota”, pozbawiona zbędnych dodatków producenta. Wyjątek stanowią tylko kosmetyczne modyfikacje wynikające z charakteru urządzenia – na przykład dodatkowy konfigurator bocznego klawisza (i jest to jeden z dwóch elementów systemu, które nie został spolszczony – drugi to ustawienia diody powiadomień).

Aplikacja „sans-serif-medium”? WTF? A to tylko aparat…
Preinstalowany tu launcher to Quickstep – jest to nowe wcielenie znanego ze wcześniejszych wersji systemu AOSP-owego Launchera3. W smartfonie znajdziemy także pełen zestaw podstawowych aplikacji Google. Urządzenie ma też certyfikat Google Play Protect.
Nowy Android 9 to też nowy sposób na obsługę – przede wszystkim na dolnym pasku ekranowym znajduje się tylko jeden przycisk ekranu głównego, który kontekstowo uzupełniany jest przez przycisk cofnięcia.
Większa część operacji odbywa się za pomocą gestów – na przykład przełączanie się między aplikacjami w tle wymaga ślizgów po dolnym pasku. Jeszcze inny gest to krótkie przesunięcie od dolnej krawędzi w górę (otwiera się pełna lista ostatnich aplikacji) lub długie przesunięcie – wtedy otwiera się zasobnik ze wszystkimi aplikacjami.
Nie wszystko w tym mi się podoba, ale ogólnie po opanowaniu podstaw wygoda jest bardzo duża. Zawsze też można przywrócić w opcjach tradycyjny układ z trzema ekranowymi przyciskami Androida.
Podczas testów pojawiła się jedna aktualizacja systemu z niewielkimi poprawkami błędów. Zainstalowała się bez problemu, ale dopiero po zmianie języka z polskiego na angielski. Podobny problem pojawia się w wielu innych smartfonach z Chin, na przykład w Ulefone Armor 6.
CUBOT Quest: dźwięk
Z tyłu obudowy znajdują się dwie kratki sugerujące system głośników stereo, ale jedna to tylko atrapa, całkowicie zaślepiona, więc otrzymujemy standardowe mono. Dźwięk z takiego głośniczka nie może zastąpić oddzielnych głośników, ale do słuchania spokojnej muzyki w samotności, całkowicie wystarczy.
Jest też radio, które nieźle brzmi, ale wymaga podpięcia słuchawek. I tu czeka nas mała niespodzianka: słuchawek w zestawie brak, przejściówki z USB C też brak – więc nabywców tego modelu może czekać dodatkowy wydatek na jedno z tych akcesoriów. Trzeba jednak bardzo uważać – z powodu specyficznego ukształtowania wgłębiania portu USB, nie wszystkie przejściówki się tam zmieszczą. Chociaż port nie jest głęboko osadzony, to dojście do niego jest zbyt wąskie i z tego powodu przejściówka od Ulefone’a Armor 6 nie pasowała. Udało się to dopiero z akcesorium wyjętym z pudełka od Hammera Energy 18×9.
Po podpięciu słuchawek warto od razu zajrzeć do equalizera, bo domyślne ustawienia nie zachwycają brzmieniem. Wszystkie tony wydają się przesadnie podbite, zwłaszcza niskie i średnie. Na szczęście korektor pozwala dostroić dźwięki na tyle, by można było słuchać muzyki z przyjemnością. Koneserowi audiofilowi tego modelu zdecydowanie nie polecam, ale do biegania, by zagrzewać do wysiłku, będzie jak znalazł.
CUBOT Quest: aparat
CUBOT Quest wyposażony został w podwójny aparat. Główny składa się z matrycy Sony IMX486 o rozdzielczości 12 Mpix i sześciosoczewkowej optyki z przysłoną f/1,8. Ta sama matryca stosowana była m.in. przez Xiaomi w wielu modelach ze średniej półki, a z tych bardziej pancernych telefonów – w AGM A9. Optyka o jasności f/1,8 to smartfonach rugged rzecz rzadko spotykana, a w modelu z tej półki cenowej to już wyjątek. Uzupełnieniem głównego modułu jest dodatkowy aparat 2 Mpix, którego zadaniem jest rozmywanie tła.
Aplikacja aparatu jest nieco bardziej rozbudowana niż ta, którą znajdziemy w typowym smartfonie z czystym Androidem – poza głównym trybem automatycznym otrzymujemy tryb Mono (zdjęcia czarno-białe), tryb Beauty (do portretów, upiększanie twarzy), efekt Bokeh (rozmywanie tła), Night (tryb nocny, ale nie ma tu żadnych wyszukanych mechanizmów) oraz tryb Pro (nazwany tak trochę na wyrost – do wyboru otrzymujemy tylko suwaki balansu bieli, czułości i ekspozycji). Głębiej w ustawianiach jest już jednak minimum opcji, tylko podstawowe, jak rozdzielczość obrazu.
Aparat w modelu CUBOT Quest szybko ustawia ostrość i robi zdjęcia błyskawicznie i skutecznie – rzadko zdarzają się zdjęcia kompletnie nieudane. W jasnym otoczeniu niemal każde zdjęcie powinno wyjść ostre bez żadnych specjalnych działań. Fotki mają też ładne, naturalne kolory i niezły kontrast. Aparat nieźle sobie radzi z kadrami łączącymi miejsca naświetlone i cienie – odpowiednio ustawia ekspozycję dla każdego obszaru. Czasami zdarza się jednak, że zdjęcia są zbyt jasne, wtedy warto wykonać je ponownie, regulując poziom jasności w trybie automatycznym lub przełączając się na tryb Pro.
W słabiej oświetlonych miejscach aparat już radzi sobie gorzej. Mimo jasnej optyki często zdjęcia wychodzą nieostre – i nie mam na myśli nocy, tylko np. pomieszczenia w półcieniu. A tryb nocny? W miejscach częściowo oświetlonych, na przykład na ulicy z latarniami, nie widać, by coś wnosił. Dopiero w całkowitym mroku daje się zauważyć różnica między trybami, obraz na poglądzie jest jaśniejszy. Zdjęcia robione są z minimalnie dłuższym czasem naświetlania i z większą czułością. Dzięki temu na obrazie więcej widać, ale niestety duże są też szumy, a mimo podbicia ISO nie zawsze udaje się uzyskać odpowiednią ostrość.
Niezależnie od wyboru trybu zdjęcia robione wieczorem na szybko z ręki rzadko będą udane, można ewentualnie podeprzeć smartfon i wtedy próbować. Chociaż podczas fotografowania obraz na podglądzie prezentuje się obiecująco, to po zajrzeniu do galerii okazuje się, że zdjęcia są na ogół rozmyte. Charakterystycznym elementem jest też efekt flary, widoczny na wieczornych zdjęciach, powodowany przez światło latarni.

Na zdjęciach nocnych często pojawia się efekt flary… (pełna wersja w galerii)
Nie do końca dopracowane zostało też działanie dodatkowego aparatu, odpowiadającego z efekt bokeh. Aparat 16 Mpix robi właściwe zdjęcie, a ten 2 Mpix rozmywa tło, co zrealizowane jest w sposób najprostszy z możliwych. Główny aparat „wycina” wyostrzone koło w rozmytym tle – wielkość koła można regulować i o ile obiekt idealnie wpasuje się do jego wnętrza, będzie ok. Jeżeli jednak będzie od niego mniejszy lub węższy, to ostrość obejmie główny obiekt i fragment tła, które powinno przecież być rozmyte. Aparat w żaden sposób nie próbuje nawet wykrywać głębi, nie odróżnia tego, co znajduje się na pierwszym planie, a co w oddali. Do poprawy.

Rozmycie tła: z boku – tak, wokół tabliczek – już nie (pełna wersja w galerii)
Podsumowując aparat – mimo pewnych niedociągnięć jakość zdjęć robionych modelem CUBOT Quest jest zadowalająca. Zabierając Questa na wakacyjny trening biegowy w ciekawym miejscu, rowerową wycieczkę czy po prostu na spacer po mieście możemy liczyć, że w jasny dzień uda nam się zrobić całkiem dobre zdjęcia. Rozczarowują jednak tryby nocny i bokeh, na pewno można było więcej wycisnąć z tych aparatów, producentowi nie do końca się udało.
Kamera pozwala na kręcenie filmów wideo Full HD 30 kl./s w formacie MP4 z kodowaniem H.264 i dźwiękiem mono. Można skorzystać z cyfrowej stabilizacji obrazu EIS, która nawet dobrze kompensuje drgania wynikająca z drżenia ręki lub kroków, ale ogólnie jakość klipów rozczarowuje. Nawet w jasny dzień obraz jest zbyt rozmyty, a na dodatek mikrofon wykazuje nadmierną podatność na zakłócenia, takie jak lekki nawet wiatr czy drobne ruchy palców na obudowie. Gdy film nakręcony zostanie z ręki w ruchu, możemy mieć pewność, że na ścieżce dźwiękowej będą dominować niemiłe hałasy.
Przedni aparat oferuje rozdzielczość 8 Mpix i stały fokus. Robiąc zdjęcia, można skorzystać z trybu upiększania, który np. pozwoli wyszczuplić twarz. Zdjęcia wychodzą średnio dobre, są trochę za mało szczegółowe, ale do okazyjnych zamieszczeń w portalach społecznościowych aparat będzie się nadawał.
CUBOT Quest: bateria
Biorąc pod uwagę niewielką grubość i rozmiary modelu CUBOT Quest, to akumulator o pojemności 4000 mAh jest naprawdę spory. Początkowo wydawało mi się też, że smartfon zapewni długi czas pracy, bo pierwsze dni wyglądały obiecująco. Niestety, po doinstalowaniu dodatkowych aplikacji, i po tym, gdy zacząłem z nich ochoczo korzystać, szybko okazało się, że czas pracy nie jest tak zachwycający. Jeden dzień używania Questa jest możliwy, ale nie więcej. Na pewno warto korzystać z automatycznego poziomu jasności, żeby trochę zmniejszyć pobór mocy, bo na przykład używany z pełną jasnością do przeglądania stron internetowych Quest przepracuje – co wykazał test – 5 i pół godziny. Lepiej sprawdził się w pełnej jasności ekranu podczas odtwarzania zapętlonego wideo 720p – wytrzymał 6 godzin i osiem minut. Z kolei testy logowania GPS z włączonym ekranem kończyły się po około 6,5 godzinie.
Trochę dziwią mnie te wyniki. Na przykład Hammer Blade 2 Pro z baterią 3900 mAh i procesorem Helio P23 w analogicznych testach przekraczał 9 godzin. Liczyłem, że Quest osiągnie podobny wynik. Wykonałem blisko 10 pomiarów baterii, nie mam więc wątpliwości, że nic więcej na pełnej jasności ekranu nie uda się wycisnąć. Sytuacja znacząco zmienia się po zmniejszeniu jasności np. do 70% lub włączeniu automatycznej jasności – wtedy np. CUBOT Quest będzie w stanie np. logować GPS przez 16 – 18 godzin, co jest już bardzo dobrym wynikiem.
W zestawie znajduje się zwykła ładowarka 5 V 2 A, bez szybkiego ładowania. Po podłączeniu do niej Questa już po 15 minutach wskaźnik naładowania pokaże 25% procent, po 21 minutach – 30 procent, a 50% zobaczymy po 49 minutach. Początek jest więc niezły, ale koniec gorszy – pełne naładowanie baterii firmową ładowarką zajęło 2 godziny i 50 minut. Próbowałem też naładować smartfon innymi ładowarkami 9 V czy 12 V – czasy były nieco inne (np. po 15 minutach zaledwie 10%), ale czas całkowity skracał się o jakieś 10 – 15 minut. Duża różnica w szybkości ładowania pojawiała się też, gdy smartfon był włączony lub wyłączony.
CUBOT Quest nie obsługuje ładowania indukcyjnego.
WERDYKT
CUBOT Quest to naprawdę fajny smartfon, który sprawdzi się w rekach aktywnego, miejskiego użytkownika – na co dzień, ale też podczas biegowych treningów czy rowerowych, jednodniowych wycieczek. Zalety tego modelu to przede wszystkim niewielka grubość i lekkość, a zarazem – wysoka odporność na upadki, pył i wodę. Ekran jest czytelny w słońcu, system działa płynnie, wszystkie funkcje i aplikacje spisują się na ogół bez zarzutu. Obiecujący podwójny aparat z jasną optyką nie zawsze spełnia pokładane w nim nadzieje, ale w sumie wypada na plus i na pewno dobrze sprawdzi się podczas wakacyjnego fotografowania. Na ogół dobrze sobie też CUBOT Quest radzi w zastosowaniach komunikacyjnych i nawigacyjnych, chociaż tu już pojawią się drobne mankamenty. W lesie lub między wysokimi budynkami smartfon zbyt łatwo gubi właściwą pozycję GPS, chociaż nie ma problemu podczas szybkiej jazdy na drodze. Chyba największy niedosyt sprawia bateria – tragedii nie ma, ale maksymalnie 6,5 godziny na pełnym ekranie trochę ogranicza zastosowania Questa, więc raczej nie jest to model na kilkudniowe wyprawy. Gdy weźmiemy jednak pod uwagę niską cenę około 700 zł, można te słabości wybaczyć. To bardzo dobry wybór dla aktywnych, ale oszczędnych użytkowników.
WADY
- Niewygodne umiejscowienie klawisza zasilania
- Smartfon zbyt łatwo gubi pozycję GPS w toczeniu drzew i budynków
- Niezadowalający czas pracy
ZALETY
- Lekki i wyjątkowo płaski jak na model pancerny
- Duża wytrzymałość
- Wysoka ergonomia (pomijając przycisk zasilania)
- Ładny ekran czytelny w słońcu
- Płynność i niezawodność działania systemu
- Całkiem dobry aparat (za dnia)
- Atrakcyjna cena
CUBOT Quest: ocena 8,2/10
- Wzornictwo 9/10
- Odporność 9/10
- Jakość wykonania 9/10
- Ekran 8/10
- Wydajność 7/10
- Komunikacja 8/10
- Nawigacja 7/10
- Oprogramowanie 9/10
- Aparat 7/10
- Akumulator 7/10
- Opłacalność 10/10