Ulefone Armor 3W przyciągnął moją uwagę jako jeden z kilku sprawdzonych już w sumie pancerników marki, które w ostatnich miesiącach doczekały się unowocześnionej wersji. Oryginalny Armor 3 miał swoją premierę w 2018 roku, natomiast we wrześniu 2019 powstała jego ulepszona w teorii wersja – czyli właśnie Ulefone Armor 3W, podobnie było z modelem Armor 3T, odnowionym jako Armor 3WT. Niestety, nie jest to chyba zbyt udany upgrade. Używałem Armora 3W przez kilka dni i bardzo się na nim zawiodłem.
To, co tu piszę o modelu Ulefone Armor 3W, nie jest oczywiście recenzją powstałą na podstawie dwóch czy trzech tygodni wnikliwych testów, więc to tylko pobieżna opinia dotycząca kilku aspektów działania smartfonu. Może inni użytkownicy tego urządzenia będą mieli trochę więcej szczęścia, a niektóre cechy ocenią inaczej, lepiej… Tego im serdecznie życzę.
Co się zmieniło w modelu 3W w porównaniu do pierwowzoru? To w zasadzie ta sama konstrukcja, co Armor 3, ale z nowszym układem SoC Mediatek Helio P70 o taktowaniu 2,1 GHz, który zastąpił nieco już przestarzały układ Helio P23. To niezła zmiana, zdecydowanie na plus. Do tego smartfon otrzymał 6 GB RAM zamiast dotychczasowego 4 GB. To też zaleta.
Następne unowocześnienie – nowszy Android 9.0 zamiast Androida 8.1. Tyle wynika z oficjalnej specyfikacji, innych nowości trudno się dopatrzyć – ale już sama zmiana układu SoC niesie za sobą w teorii szereg ulepszeń, bo przecież są w nim zintegrowane wszystkie najważniejsze funkcje, w tym komunikacja LTE, Bluetooth i NFC czy lokalizacja GPS, a nawet funkcje aparatu.
W sumie specyfikacja jest całkiem dobra, ale liczyłem też, że producent w odnowionej wersji poprawi mankamenty Armora 3. Że nie tylko użył nowszego procesora, ale dopracował parę rzeczy, mając już jakieś wyobrażenie na temat tego, co można poprawić. Ale chyba nic takiego nie miało miejsce, Ulefone poszedł na łatwiznę.
Ulefone Armor 3W zwrócił moją uwagę przede wszystkim dużą baterią 10 300 mAh z szybkim ładowaniem PE+2.0 18 W, co uważałem za kluczowe. I pod tym względem smartfon spisywał się bezbłędnie – używałem go przez te kilka dni dość intensywnie i nie musiałem zawracać sobie głowy problemem codziennego ładowania. Dwa dni intensywnej pracy wytrzymywał bez problemu, myślę, że w ternie, używany rozważnie, zapewni 3 – 4 dni pracy.
Niestety, co łatwo przeoczyć – duża bateria i pancerna obudowa oznaczają sporą grubość smartfonu 18,15 mm i ciężar 364,9 g. Wiedziałem o tym, wydawało mi się, że to sprawa przyzwyczajenia i do pewnego stopnia tak jest. Niestety, przyzwyczajenie nie polepsza ergonomii, która po prostu trochę zawodzi w tym modelu. Smartfon niezbyt dobrze leży w dłoni, trudno go schować do kieszeni, które obciąża i wypycha.
To bym jeszcze przebolał, bo to rzecz subiektywna, ale zawiodło mnie kilka rzeczy. Po pierwsze w egzemplarzu, który do mnie trafił, nie działał czujnik zbliżeniowy i ekran nie ściemniał się podczas rozmów telefonicznych.

Trwa połączenie między dwoma telefonami leżącymi obok siebie…
Ok, zdarza się, zawsze może trafić się felerna sztuka. Ale z drugiej strony to przypomina o jednej z podstawowych wad, które wiążą się z zakupami chińskich marek B-brand, jak właśnie Ulefone czy podobnie – DOOGEE albo Blackview. Trafienie na wadliwą sztukę nie należy do rzadkości, to się zdarza niestety dość często. Zawodzi u tych producentów kontrola jakości. Trudno sobie wyobrazić, że taką wadę ma wyjęty z pudełka Samsung czy Huawei.
Kolejna rzecz, która mnie natychmiast zniechęciła do Ulefone’a Armor 3W, to marny ekran. Ma przeciętne, niezbyt ładne kolory – bez tragedii, ale nawet po podkręceniu dynamiki i nasycenia w ustawieniach MiraVision patrzyło się na ekran bez przyjemności. Tragedią okazała się za to niewielka jasność wyświetlacza.
Według pomiarów kolorymetrem Xrite i1 smartfon zapewnia od 380 do 400 cd/m2 – w różnych punktach ekranu. Dla smartfonu z założenia outdoorowego to stanowczo za mało. Październikowe, niezbyt intensywne słońce całkowicie utrudniało zobaczenie czegokolwiek na wyświetlaczu – trzeba było albo szukać cienia, albo tak się ustawić wobec słońca, by światło padało pod odpowiednim kątem.
Podobną wadę ma Ulefone Armor 6 i jak widzę, producent nic się nie uczy na swoich błędach, a może w ogóle nie uznaje tego za wadę. Tak czy inaczej – porażka, która jeszcze bardziej mnie zraża do produktów tej marki. Dla porównania – ekran w tańszym o 400 zł Blackview BV6100 ma jasność prawie 800 cd/m2 i wszystko doskonale na nim widać, nawet w ostrym słońcu. Dlaczego Ulefone nie jest w stanie tego tak zrobić?
Kolejna sprawa – jakość dźwięku podczas połączeń. Ulefone Armor 3W ma dwa głośniki na przednim panelu, które tworzą układ stereo. To akurat działa rewelacyjnie – jest głośno, wyraźnie, nawet fajnie brzmi muzyka. Niestety, okazało się, że jakość połączeń głosowych pozostawia wiele do życzenia. Nie wiem, czy to wina górnego głośnika, czy anteny dla połączeń sieciowych GSM/WCDMA/LTE, w każdym razie było słychać zakłócenia, szumy, jak na dzisiejsze standardy to porażka.
Czytnik linii papilarnych to kolejna wada. Położony jest na prawym boku obudowy. Żeby działał z kciukiem, musiałem dodać dwa oddzielne wzory tego samego palca, a i tak skuteczność była 50/50. Do tego często, zanim podjąłem jakąkolwiek próbę odblokowania, pojawiał się komunikat o błędzie – zapewne czytnik wzbudzał się w kieszeni albo od przypadkowych dotknięć. Żeby w 2019 roku nie móc skonstruować skutecznego czytnika… To jest dla mnie niezrozumiałe.
Rozczarował mnie także aparat. To pojedynczy moduł z matrycą 21 Mpix (Sony IMX230) z przysłoną f/1,8 więc nie oczekiwałem jakości, jaką oferują nowoczesne potrójne aparaty z matrycą 48 Mpix, ale miałem nadzieję na poziom chociażby z Armora 6. Czyli – średni w porywach do dobrego.
Jakość zdjęć robionych Armorem 3W za dnia była jeszcze w miarę przyzwoita, ale w trudniejszych warunkach – np. pod osłoną jesiennych drzew, znad których prześwieca słońce, już gubiła się ostrość i kontrast, a po zmroku była prawdziwa tragedia. Poziom aparatu jak z 2015 roku, nic Ulefone nie ulepszył…
Pomijając te rzeczy, smartfon robi dość dobre wrażenie. Jest solidnie wykonany, działa płynnie, dobrze funkcjonują takie rzeczy, jak GPS czy barometr, system pozbawiony jest śmieci i wygląda na w miarę dopracowany (ale domyślny launcher dalej jest beznadziejny, więc zainstalowałem Nova Launcher) – to jednak za mało, by polubić ten smartfon. Ulefone Armor 3W powędrował więc do zwrotu i na razie chyba dam sobie spokój z produktami tej marki. Obawiam się, że pozostałe ulepszone modele Ulefone’a – nowe wydania Armora 5 czy 6 – mogą mieć podobne mankamenty.