Czy niezniszczalny smartfon można zniszczyć? Użytkownicy pancerników często sądzą, że jest to sprzęt, którego nie można uszkodzić, a to błąd. Nie ma telefonów całkowicie odpornych na działanie uderzeń, wstrząsów, pyłu czy wody.
Nawet smartfon, który wygląda jak czołg i spełnia wyśrubowane normy odporności, może ulec zniszczeniu.
Najsłabszy element to ekran.
W swojej recenzji Ulefone’a Armor 6 wyrażałem swoje obawy dotyczące mniejszego, niż bym oczekiwał zabezpieczenia ekranu przed stłuczeniem:
„Producentowi udało się połączyć trend nakazujący minimalizować ramki ze wzmocnieniem obudowy – nie wiem jednak, czy nie oznacza to większego zagrożenia stłuczenia ekranu”
i później:
„trzeba się liczyć też z tym, że szkło pokrywające tak duży ekran i niemal cały przedni panel może popękać pod wpływem mocniejszych uderzeń”.
Te obawy okazały się uzasadnione, bo w końcu Ulefone Armor 6 potrzaskał się, jak widać na zdjęciach. Smartfon upadał mi już kilka razy na twarde podłoże i jak dotąd nie było żadnych problemów. Ekran się trochę porysował (niekoniecznie od upadków), miał drobne wyszczerbienia na ramce koło aparatu i to w zasadzie tyle. Tym razem spadł z dość dużą siłą na beton – wykonałem nieuważny gest ręką i smartfon zatoczywszy lekki łuk, wylądował na chodniku. Od razu pokrył siatką pęknięć, do tego lekko rozlał się wyświetlacz. Poza tym urządzenie w pełni działa.
Jak to możliwe, że taki pancerny telefon rozwalił się ot tak? Fundamentalną wadą projektową okazało się zminimalizowane ramek bocznych oraz to, że ekran niemal nachodzi na krawędź obudowy. Nie ma tam żadnego elementu amortyzującego uderzenie. Smartfon wygląda dzięki temu ładniej, bardziej nowocześnie, ale traci na odporności. O tym pisałem w recenzji i w końcu ten problem okazał się zgubny dla mojego egzemplarza.
Dlaczego pancerne smartfony ulegają zniszczeniu?
Nabywcy smartfonów o zwiększonej odporności dziwią się, gdy ich niezniszczalne podobno urządzenia ulegają zniszczeniu. Winią wtedy producenta, że wyprodukował bubla. Często jest w tym sporo racji, chociaż nie do końca wyjaśnia to istotę problemu. Pierwszy problem pojawia się, gdy producent na etapie projektowania smartfonu nie zadba o właściwe zabezpieczenie wrażliwych elementów jak szkło ekranu. Drugi, co też się często zdarza, to sytuacja, gdy producent nie dopilnuje jakości procesu produkcji w fabryce.
Jednak nawet najlepiej zaprojektowany pancerny smartfon wykonany z największą dbałością może się kiedyś rozwalić. Przede wszystkim dotyczy to szkła – na ekranie, a także na szklanych elementach z tyłu obudowy. Ekran to niewątpliwie najsłabszy element smartfonu, bo fizyki nie da się oszukać. Nikt jeszcze nie stworzył nadającego się na ekran szkła, którego nie dałoby się rozbić.
W Armorze 6 zastosowane jest szkło Gorilla Glass 5 – takie same jak w setkach niepancernych smartfonów na rynku. Silne, punktowe uderzenie w wyświetlacz niemal zawsze kończy się pęknięciem – na przykład, gdy ekran spadnie na kamień, wystający krawężnik itd. Uderzenie na idealnie płaską powierzchnię czasem smartfon może przetrwać, zwłaszcza gdy ma duże ranty wokół ekranu. Tu jednak dochodzi jeszcze problem naprężeń metalowych elementów obudowy, które pod wpływem uderzenia przenoszą jego siłę na słabszy element, czyli szkło.
Pancerne smartfony mogą uszkodzić się też na kilka innych sposobów. Wielokrotne uderzenia z czasem doprowadzą do niewielkich rozszczelnień obudowy, co po zanurzeniu w wodzie kończy się zalaniem. Podobne szkody może powodować piasek zalegający w portach (np. USB), doprowadzający do niewielkich uszkodzeń złączą podczas podpinania kabla, a w dalszej perspektywie – do rozszczelnienia całej konstrukcji. Nie należy też zapominać o zgubnym wpływie wody morskiej na metalowe elementy konstrukcji. Takich zagrożeń jest więcej.
Kupując pancernika, otrzymujemy szansę, że sprzęt przetrwa dłużej niż zwykły smartfon ze szkła, bez normy wodoszczelności, ale nigdy nie będzie stuprocentowej gwarancji niezniszczalności. Takich telefonów nie ma i nie zanosi się na przełom technologiczny, który miałby to wkrótce zmienić.