Piękny i bestia: Ulefone Armor 5 i DOOGEE S60 Lite. Pierwsze wrażenia

Porównanie smartfonów Ulefone Armor 5 i DOOGEE S60 Lite to dość karkołomne zadanie. Równie wiele je łączy, jak i dzieli. Ulefone Armor 5 to ten „piękny” – przynajmniej na pancernikową miarę. Jest nowszy, droższy, wygląda trochę jak zwykły smartfon we wzmocnionym etui, a jego połyskujący tył kojarzy się bardziej ze zwykłymi, szklanymi smartfonami niż sprzętem, który zniesie katowanie w błocie, kurzu i śniegu.

 

DOOGEE S60 Lite to z kolei rasowy pancernik – nieco uproszczona wersja udanego i cenionego modelu DOOGEE S60. Różnica dotyczy pamięci – w wariancie Lite jest tylko 4 GB RAM i 32 GB eMMC, gdy w wersji podstawowej – 6 GB i 64 GB. Patrząc na obudowę DOOGEE S60 Lite, nie ma jednak wątpliwości – to prawdziwy twardziel. Metal połączony z wytrzymałym plastikiem, spory ciężar i niemała grubość, pancerne wykończenie – ten sprzęt robi piorunujące wrażenie.

 

Jak na tę klasę sprzętu, DOOGEE S60 Lite (jak i jego wersja podstawowa) to jeden z najbardziej udanych smartfonów pod względem wzornictwa. To bestia, ale wygląda po prostu rewelacyjnie. Jakość wykończenia i detale też budzą zaufanie. Na bokach obudowy znajdują się metalowe przyciski – nie tylko zasilania i głośności, ale też PTT czy SOS, a nawet aparatu – z DOOGEE S60 Lite bez problemu skorzystamy więc ubłoconymi rękami czy w rękawicach.

 

 

Ulefone Armor 5 sprawia o wiele delikatniejsze wrażenie – ma solidne listwy boczne z metalu i gumowane narożniki, ale tylna część to przezroczysta, gładka powierzchnia z wytrzymałego tworzywa, które producent określił mianem „materiału kompozytowego”.

Wbrew pozorom nie jest to jednak zwykły plastik, podatny na zarysowania, co by się przecież kłóciło z ideą pancernika. Jak na razie na tylnym panelu nie pojawiły się żadne rysy, a całość wygląda naprawdę solidnie.

 

Pod wpływem światłą plecki Ulefone’a Armor 5 w ciekawy sposób załamują  światło, trochę jak te szklane, cacane smartfony, które kuszą na reklamach dużych producentów na H czy S, ale po kilku dniach używania tego modelu, nie mam wątpliwości – to też jest pancernik. Zapewnia zgodność z normą IP68, dobrze znosi tarzanie w błocie i śniegu, chociaż brak dodatkowych klawiszy na obudowie wymusza częstsze korzystanie z ekranu. A ten niestety niekiedy trochę zawodzi – konkretnie mam na myśli sytuację, gdy telefon jest mokry. Po wytarzaniu w śniegu Ulefone Armor 5 wymaga przetarcia ekranu – może nie całkowicie do sucha, ale spływające krople uniemożliwiają odblokowanie ekranu czy wybór aplikacji. EDIT: ostatecznie jednak muszę wycofać się z tego stwierdzenia,  Armor 5 nieźle działa po zmoczeniu, a do problemów dochodzi już w naprawdę obfitym deszczu.

 

 

DOOGEE S60 Lite radzi sobie z tym o wiele lepiej i tuż po wyciągnięciu ze śnieżnej zaspy można skorzystać z ekranu.

Ale żeby nie było tak różowo – fizyczne przyciski na boku obudowy S60 Lite to dobre rozwiązanie, jednak nie pozbawione wad. Dość często dochodzi do sytuacji, że podczas wyciągania smartfonu z kieszeni niechcący wciskam jakieś klawisze – jest duży, więc to dzieje się prawie cały czas. Na przykład – najpierw po bezwiednym naciśnięciu klawisza power aktywuje się ekran blokady (z prośbą o podanie kodu lub przeskanowanie linii papilarnych), a następnie po wzbudzeniu klawisza PTT odpala się w tle aplikacja Zello. Program wyskakuje na pierwszy plan dopiero po całkowitym odblokowaniu ekranu. Na tej samej zasadzie może się zdarzyć, że telefon zostanie całkowicie wyłączony. W Ulefone’ie Armor 5 klawiszy jest mniej, są bardziej dyskretne, więc przez przypadek nic się nie dzieje.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

Ulefone Armor 5: test i recenzja miejskiego pancernika

Skanery linii papilarnych

A skoro wspomniałem o skanowaniu linii papilarnych – w obydwu modelach znajdują  się czytniki umieszczone na tylnej ściance. I niestety w każdym z nich działa to tak sobie. Oczywiście w domowych warunkach, gdy jest sucho, odblokowanie nie stwarza większych problemów, błędy zdarzają się sporadycznie. Jednak na dworze, gdy palce są lekko wilgotne albo zesztywniałe od mrozu, czytniki spisują się już znacznie gorzej i zazwyczaj trzeba wpisać kod PIN. To oczywiście nic dziwnego – trudno liczyć, że jakikolwiek skaner poradzi sobie z rozpoznaniem linii papilarnych mokrej od śniegu ręki, ale jednak znam sporo smartfonów, gdzie działa to lepiej i nawet w terenie działanie czytnika przebiega sprawniej.

Takie sytuacja stawiają zresztą znak zapytania nad sensem dodawania do pancernych smartfonów czytników linii papilarnych. Oczywiście nie trzeba z nich korzystać, a zawsze warto mieć na wszelki wypadek, ale w praktyce przecież te telefony będą używane w wilgoci, w błocie, w śniegu albo obsługiwane w rękawiczkach, więc taki skaner jest tylko utrudnieniem. Lepiej chyba korzystać z odblokowania za pomocą skanu twarzy (obydwa modele mają tę funkcję) lub używać Google Smart Lock.

Wracając do kwestii wyglądu, to bardziej podoba mi się DOOGEE S60 Lite – bo jest typowym pancernikiem, dającym poczucie bezpieczeństwa w każdych warunkach. Ulefone Armor 5, jak na mój gust, jest nieco zbyt „grzeczny”, zbyt miejski. Domyślam się jednak, że u wielu osób to porównanie wypadnie całkiem na odwrót – S60 Lite będzie dla nich ciężką, brzydką cegłą, za to Armor 5 spotka się z aprobatą, jako fajny telefon na co dzień, który sprawdzi się też na nartach czy desce.

A jak wypada porównanie ekranów?

DOOGEE S60 Lite wyposażony jest w wyświetlacz 5,2 cala o rozdzielczości Full HD i tradycyjnych proporcjach 16:9. Patrząc na rozmiary obudowy, wydaje się, że to co najmniej 5,5 cala albo i więcej.

W przypadku Armora 5 jest inaczej – jak na model wzmocniony ramki wokół wyświetlacza są stosunkowo nieduże, ale proporcje 18:9 sprawiają, że trudno zgadnąć, że przekątna wynosi aż 5,85 cala. Gdy się porównuje obydwa modele, na pierwszy rzut oka można się pomylić i stwierdzić, że jednak większy ekran ma DOOGEE S60 Lite – bo wyświetlacz jest szerszy. Duża też w tym „zasługa” wcięciach w Armorze 5, czyli notcha. Producent podkreślał to jako zaletę – że to pierwszy pancerny smartfon z modnym przez chwilę rozwiązaniem. Moim jednak zdaniem notch jest za szeroki, wygląda niezbyt ciekawie i nie powiększa optycznie ekranu. Wolałbym go już całkiem wyłączyć, gdybym mógł.

 

Mimo tych zastrzeżeń jakość obrazu wydaje się jednak odrobinę lepsza w modelu Ulefone Armor 5. Co prawda rozdzielczość to tylko 720 x 1512, czyli HD+, i widać trochę piksele, ale kolory są  bardziej nasycone, lepiej wygląda czerń. W DOOGEE S60 Lite czerń jest trochę zbyt szklista jak w ekranach LCD starego typu, a do tego obraz wydaje się nieco rozmyty – chociaż to może być efekt spowodowany przez nałożoną fabrycznie folię ochronną.

Dla odmiany na wyświetlaczu Armora 5 gorzej prezentuje się biel, jest nieco zbyt różowa. W S60 Lite kolor biały wpada z kolei w nadmierną  zieleń, ale tak naprawdę nie widać tego na co dzień, dopiero gdy się porówna obydwa ekrany. Mimo wszystko z większą przyjemnością patrzę na ekran smartfona Ulefone.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

DOOGEE S60 Lite – test i recenzja smartfona pancernego jak czołg

Co w środku?

Specyfikacja opisywanych modeli to średnia półka – w obydwu oczywiście znalazły się układy MediaTeka. Sercem DOOGEE S60 Lite jest procesor MediaTek MT6750T wykonany w technologii 28 nm, Armora 5 napędza MediaTek MT6763, czyli popularny Helio P23, wykonany w technologii 16 nm. Napędza to jednak słowo na wyrost – niestety, zdarzają się przycinki, a w połączeniu z niezbyt szybką pamięcią eMMC trzeba się też przygotować na trochę zbyt długie uruchamianie aplikacji. W przypadku DOOGEE S60 Lite też nie jest najlepiej, a nawet jest gorzej – aplikacje uruchamiają się o te 2-3 sekundy później.

 

 

Nie to, żebym po średniej klasy pancernikach oczekiwał rakietowych prędkości, jednak mam też porównanie z innymi telefonami, niektórymi nawet ze starszymi układami i trudno mi się oprzeć wrażeniu, że chyba zabrakło optymalizacji systemu (W S60 Lite jest to Android 7,0, w Armor 5 – Android 8.1). RAM-u mają obydwa po 4 GB, więc problem nie bierze się stąd.

Na szczęście lagi w tych modelach nie są krytyczne – wszystko w sumie działa na akceptowalnym poziomie, aplikacje, jak już się odpalą, pracują bez problemów.

 

Moduły komunikacyjne i lokalizacyjne działają na ogół bez zarzutów. Prędkości w sieciach nie są największe, ale nie ma problemu ze streamingiem audio i wideo w ruchu, ani z wyświetlaniem map i logowaniem. Obydwa modele wypróbowałem na przykład, biegając (gdy nie spadł jeszcze śnieg) – ze Spotify i Endomondo w parze, wszystko działało bez zarzutu. Jakość dźwięku na słuchawkach Bluetooth w obydwu przypadkach była co najmniej dobra. Rozmowy telefoniczne przebiegają bez zakłóceń.

Do sprawdzenia pozostało jeszcze parę rzeczy, w tym aparaty i bateria, ale po kilku pierwszych dniach ogólne wrażenia są pozytywne. Gdy się weźmie poprawkę na to, że to modele średniej klasy, kosztujące poniżej tysiąca złotych, to nie można mieć większych zastrzeżeń.

Bardziej szczegółowe recenzje w ciągu najbliższych dni-tygodni.


Facebooktwitterredditlinkedinmail